Marynarze Którzy Przez Wiele Miesięcy Przebywali Na Morzu Niejednokrotnie | Kpt. Iwona Markowska-Marynarz Żeglugi Handlowej 78 개의 베스트 답변

당신은 주제를 찾고 있습니까 “marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie – Kpt. Iwona Markowska-Marynarz Żeglugi Handlowej“? 다음 카테고리의 웹사이트 https://ppa.charoenmotorcycles.com 에서 귀하의 모든 질문에 답변해 드립니다: https://ppa.charoenmotorcycles.com/blog/. 바로 아래에서 답을 찾을 수 있습니다. 작성자 TolstojTv 이(가) 작성한 기사에는 조회수 281회 및 좋아요 3개 개의 좋아요가 있습니다.

Marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie cierpieli na szkorbut. Przyczyną choroby byl niedobór witaminy C, spowodowany brakiem warzyw i owoców w ich diecie. Stąd później na statku zabierano warzywa i kiszono je. Wyjaśnij, dlaczego stosowano kiszenie jako metodę przechowywania warzyw.

marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie 주제에 대한 동영상 보기

여기에서 이 주제에 대한 비디오를 시청하십시오. 주의 깊게 살펴보고 읽고 있는 내용에 대한 피드백을 제공하세요!

d여기에서 Kpt. Iwona Markowska-Marynarz Żeglugi Handlowej – marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie 주제에 대한 세부정보를 참조하세요

Spotkanie z Ciekawymi Ludźmi – 25.10.2012

marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie 주제에 대한 자세한 내용은 여기를 참조하세요.

1. Marynarze, którzy przez wiele miesięcy przebywali … – Brainly

1. Marynarze, którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu, niejednokrotnie cierpieli na szkorbut. Przyczyną choroby był niedobór wit. C spowodowany brakiem …

+ 여기에 표시

Source: brainly.pl

Date Published: 7/4/2021

View: 8932

NA JUTRO, PILNE..DAJE NAJ 🙂 – zadania, ściągi i testy

Marynarze, którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu, niejednokrotnie cierpieli na szkorbut. Przyczyną choroby był niedobór witamy C …

+ 여기에 표시

Source: zapytaj.onet.pl

Date Published: 4/8/2021

View: 7472

Biologia na czasie. Karty pracy ucznia. Po gimnazjum – strona …

Kiszenie zachodzi przy udziale bakterii fermentacji mlekowej, które zakwaszają środowisko i Odpowiedź na zadanie z Biologia na czasie.

+ 더 읽기

Source: odrabiamy.pl

Date Published: 1/14/2022

View: 2041

3582300490 – Zanotowane.pl

Marynarze, którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu, niejednokrotnie cierpieli na szkorbut. Przyczynę choroby byt niedobór witaminy C spowodowany …

+ 여기에 보기

Source: zanotowane.pl

Date Published: 7/28/2021

View: 2821

„Dochodzenie praw marynarzy w dobie COVID-19 to niełatwa …

Musiało upłynąć wiele miesięcy zanim armatorzy zrozumieli, że marynarze … Innym problemem jest natomiast sytuacja tych marynarzy, którzy w …

+ 자세한 내용은 여기를 클릭하십시오

Source: www.zonamarynarza.pl

Date Published: 8/9/2021

View: 2933

Z morskich opowieści – palukitv.pl

To są momenty, w których nawet najdzielniejszy marynarz może się załamać. Morze niejednokrotnie pokazywało swoją siłę.

+ 여기에 자세히 보기

Source: palukitv.pl

Date Published: 12/11/2021

View: 5177

주제와 관련된 이미지 marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie

주제와 관련된 더 많은 사진을 참조하십시오 Kpt. Iwona Markowska-Marynarz Żeglugi Handlowej. 댓글에서 더 많은 관련 이미지를 보거나 필요한 경우 더 많은 관련 기사를 볼 수 있습니다.

Kpt. Iwona Markowska-Marynarz Żeglugi Handlowej
Kpt. Iwona Markowska-Marynarz Żeglugi Handlowej

주제에 대한 기사 평가 marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie

  • Author: TolstojTv
  • Views: 조회수 281회
  • Likes: 좋아요 3개
  • Date Published: 2012. 11. 24.
  • Video Url link: https://www.youtube.com/watch?v=S4eCgvdtl4U

NA JUTRO, PILNE..DAJE NAJ 🙂 – zadania, ściągi i testy – Zapytaj.onet.pl

1)Kiszone warzywa są trwałe i mogą być przechowywane wiele miesięcy bez narażenie na zepsucie. Kiszenie jako metoda konserwacji było powszechnie stosowane przed wynalezieniem i rozpowszechnieniem lodówek.Po okresie fermentacji warzywa pakuje się do beczek plastikowych lub drewnianych. Tak zakonserwowane warzywa są bogatym źródłem witaminy C.

2) To zdanie jest służne pownieważ gdy w biotechnoologi będziemy uzywać jednego rodzaju fermentacji , to np. doświadczenia się nie udadzą. Dlatego, że jest ona dyscypliną nauk technicznych, wykorzystując procesy biologiczne na skalę przemysłową. Przykładem zastosowania biotechnologii w przemyślę jest projektowanie organizmów produkujących pożądane związki chemiczne.

3582300490

3582300490

I. kefir II. ocet III. ogórki kiszone IV. jogurt V. sery pleśniowe

Zadanie 3.

Marynarze, którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu, niejednokrotnie cierpieli na szkorbut. Przyczynę choroby byt niedobór witaminy C spowodowany brakiem warzyw i owoców w ich diecie. Z tego powodu z czasem na statki zaczęto zabierać warzywa i je kisić.

Wyjaśnij, dlaczego stosowano kiszenie jako metodę przechowywania warzyw,

Zadanie 4.

fermentacja mlekowa to proces, w którym cukier jest rozkładany do kwasu mlekowego. Powszechnie stosuje się ją do konserwowania żywności.

a) Oceń prawdziwość zdań dotyczących fermentacji mlekowej. Wpisz w odpowiednim miejscu tabeli literę P, jeśli zdanie jest prawdziwe, lub literę F – jeśli jest fałszywe.

P/F 1. Ten proces stosuje się w produkcji wędlin. 2. Jest to proces głównie z udziałem grzybów. 3. To proces tlenowy. 4. Podczas fermentacji jest wydzielana energia. 5. Dodanie soli podczas kiszenia ogórków sprzyja zahamowaniu procesów innych niż fermentacja mlekowa.

b) Przyporządkuj organizmom (A-D) produkty fermentacji (I-V).

A. bakterie z rodzaju Lactobacillus

B. bakterie z rodzaju Laclococcus

C. grzyby z rodzaju Penicillium

D. bakterie i drożdże

A._ B._ C_ D.

Zadanie 5.

W biotechnologii tradycyjnej wykorzystuje się różne organizmy, takie jak drożdże czy bakterie, np. bakterie octowe, bakterie maslowe.

a) Wyjaśnij, na czym polega fermentacja etanolowa przeprowadzana przez drożdże. Następnie napisz, jakie zastosowanie mają drożdże w przemyśle spożywczym.

Podobne podstrony:

„Dochodzenie praw marynarzy w dobie COVID-19 to niełatwa sztuka” – Żona Marynarza

„Dochodzenie praw marynarzy w dobie COVID-19 to niełatwa sztuka”

„Dochodzenie praw marynarzy w dobie COVID-19 to niełatwa sztuka” – wywiad z radcą prawnym Mateuszem Romowiczem.

Panie Mecenasie, w przestrzeni publicznej coraz częściej mówi się o nadejściu kolejnej fali zakażeń koronawirusem. Powoduje to, że część marynarzy z obawą spogląda w przyszłość, zwłaszcza że mają w pamięci liczne niedogodności jakie spotkały ich w poprzednim szczycie zachorowań. Co zmieniło się od tamtego czasu? Czy branża morska wyciągnęła konstruktywne wnioski i przystosowała się do funkcjonowania w nowej rzeczywistości?

Dzisiejsza sytuacja jest zasadniczo odmienna od tej, z jaką mieliśmy do czynienia, np. latem roku ubiegłego. Prawdą jest, że globalna pandemia COVID-19 z wielką mocą uderzyła w szeroko rozumianą branżę morską, a ograniczenia w przemieszczaniu się osób, czy swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej naraziły podmioty tej branży na niepowetowane straty materialne. Nie ulega również wątpliwości, że liczne obostrzenia nakładane przez poszczególne państwa zaskoczyły nie tylko marynarzy, ale również ich pracodawców.

Podstawowym problemem, jaki dotknął osoby świadczące pracę na morzu były ograniczone możliwości rotacji załóg. Z jednej strony mieliśmy więc do czynienia z osobami, które przebywały na statkach znacznie dłużej, niż wynikało to z zawieranych przez nie umów. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że wywoływało to poważne implikacje nie tylko w sferze ich stosunków zawodowych, ale również w znaczny sposób przekładało się na życie prywatne. Okazywało się bowiem, że pierwotne plany marynarzy związane z ich codziennym funkcjonowaniem w kraju stałego zamieszkania musiały ulec znacznym modyfikacjom. Na tak zaistniałej sytuacji cierpiało również ich życie prywatne, co bezpośrednio było związane z nadspodziewanie długą rozłąką z rodziną. Po raz pierwszy, z tak dużą intensywnością, zaczęły do mnie napływać również informacje o cierpieniach psychicznych marynarzy, spowodowanych nieoczekiwaną izolacją od osób najbliższych, czy niepewnością co do najbliższej przyszłości. Początkowo głos marynarzy, podnoszących tego rodzaju problemy zdawał się nie być słyszany. Musiało upłynąć wiele miesięcy zanim armatorzy zrozumieli, że marynarze stali się „zakładnikami” licznych lockdownów oraz kolejno wprowadzanych obostrzeń i że ich nadmierna eksploatacja jest drogą donikąd.

Z drugiej strony, w pewnym sensie zapomnianą grupą stali się ci marynarze, którzy w momencie wybuchu epidemii znajdowali się w domu, wykorzystując okres przysługującego im wypoczynku, bądź właśnie szykowali się do wyjazdu na statki. Częstokroć z dnia na dzień zostali oni pozbawieni jedynego źródła dochodu, bowiem nie wszyscy mogli pochwalić się umowami podpisanymi z pracodawcami na czas nieokreślony. Ogromna rzesza polskich marynarzy orientowała się nagle, że wynagrodzenie przysługuje im tylko za pracę rzeczywiście wykonaną na statku, a problemy z podmianami załóg uniemożliwiały podjęcie takiej pracy. Truizmem będzie stwierdzenie, że prowadziło to do licznych dramatów marynarzy i ich rodzin, zwłaszcza tam, gdzie marynarz był jedynym żywicielem rodziny.

Obie grupy łączył stan niepewności, co do ich przyszłości zawodowej oraz dodatkowe trudności w Polsce, np. związane z zawieszeniem szkoleń i egzaminów, umożliwiających podwyższenie kompetencji zawodowych, bądź przedłużenie ważności dyplomów i certyfikatów już posiadanych.

Na dziś mogę powiedzieć, że sytuacja wydaje się lepsza, a na pewno znacznie stabilniejsza. Armatorzy i ich agenci przywiązują zdecydowanie większą wagę do monitorowania uwarunkowań prawnych w portach, w których miałoby dojść do podmian załóg. Dużo bieglej poruszają się również w gąszczu przepisów obowiązujących w poszczególnych państwach, wymagań stawianych podróżującym przez porty lotnicze, służby graniczne, etc. Pomimo sygnalizowanego wzrostu zakażeń nie zmieniła się również sytuacja polskich marynarzy w kontekście przekraczania granic Polski. Nadal pozostają oni zwolnieni z obowiązku poddania się przymusowej kwarantannie przy powrocie z zagranicy. Na pewnym etapie doszło do przedłużenia ważności dokumentów, którymi marynarze muszą się posługiwać, aby swobodnie wykonywać zawód. Również poszczególne państwa trzecie zluzowały rygorystyczne obostrzenia epidemiczne, uznając marynarzy za tzw. pracowników kluczowych. Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie problemy zniknęły niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W niektórych regionach świata podmiany załóg nadal mogą być utrudnione, zwłaszcza tam, gdzie władze mają dużą swobodę działania i mogą nakładać obostrzenia epidemiczne bez stosownego wyprzedzenia i jedynie dla niektórych rejonów kraju – dot. to niektórych państw azjatyckich, w tym Chin. Nadal brakuje również harmonizacji rozwiązań prawnych pomiędzy poszczególnymi państwami.

Skoro ryzyko wystąpienia trudności w podmianach załóg nadal jest realne, to co z marynarzami, którzy znajdą się w takiej właśnie sytuacji? Czy zachowują prawo do choćby części wynagrodzenia, nawet jeżeli czas trwania ich kontraktu już upłynął?

Trzeba z całą stanowczością podkreślić, że marynarze zachowują prawo do wynagrodzenia, jeżeli świadczą pracę na statku pomimo tego, że czas, na który zawarli marynarską umowę o pracę już upłynął. W takiej sytuacji armator powinien przedstawić marynarzowi do podpisania nowy kontrakt, względnie aneksować uprzednio zawarty. Odmowa wypłaty wynagrodzenia w takiej sytuacji stanowi rażące naruszenie obowiązków pracodawcy.

Inną sprawą jest, że nie każdy marynarz będzie zainteresowany pracą ponad okres, na który umówił się ze swoim pracodawcą. Osoba taka w żadnym wypadku nie może być „zakładnikiem” sytuacji w jakiej znalazł się podmiot eksploatujący statek. Jeżeli marynarz nie jest zainteresowany dalszą pracą na statku, do jego pracodawcy należy podjęcie wszelkich starań dla zapewnienia mu jak najszybszej repatriacji do kraju pochodzenia.

Warto podkreślić, iż pracodawca (armator) ani jego agent, nie mogą zasłaniać się wysokimi kosztami takiej repatriacji (jeżeli ta miałaby się odbywać, np. tranzytem przez państwa trzecie). Nie może również cedować ciężaru organizacji powrotu do kraju na samego marynarza. Nie jest również dopuszczalnym obciążanie marynarza jakimikolwiek, choćby ułamkowymi kosztami repatriacji do kraju.

Panie Mecenasie, wiemy już jak kształtuje się sytuacja tych marynarzy, którzy utknęli na statku, bądź mają problem z wyegzekwowaniem od pracodawcy przysługującego im wynagrodzenia. Innym problemem jest natomiast sytuacja tych marynarzy, którzy w trakcie pracy zakazili się koronawirusem. Jak wiemy, koszty ewentualnego leczenia za granicą mogą być bardzo wysokie. Czy marynarze powinni we własnym zakresie dodatkowo ubezpieczać się na taką ewentualność?

Marynarze absolutnie nie mają takiego obowiązku. Oczywiście rynek ubezpieczeń oferuje im coraz to nowe instrumenty, w tym takie, które są „skrojone” typowo pod charakter wykonywanego przez nich zawodu. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet nie ubezpieczając się we własnym zakresie, marynarz może liczyć na pokrycie przez armatora całości kosztów związanych z jego hospitalizacją za granicą (jeżeli przebieg choroby byłby na tyle ciężki, że rzeczywiście leczenie w szpitalu byłoby wymagane). Armator nie może uchylić się od poniesienia takiego kosztu. Co więcej, powinien on finansować koszty związane z hospitalizacją za granicą tak długo, jak będzie to konieczne z medycznego punktu widzenia. Niejednokrotnie dochodziły mnie głosy, że w razie leczenia szpitalnego marynarzy za granicą, armatorzy starają się zrobić wszystko, ażeby marynarz jak najszybciej opuścił placówkę, w której jest leczony i kontynuował rekonwalescencję w kraju swego pochodzenia, czasem pomimo wyraźnych sugestii miejscowych lekarzy, że transport marynarza może rodzić ryzyko pogorszenia jego stanu zdrowia. Praktyki takie są niedopuszczalne i zasługują na uzasadnioną, jak najdalej idącą krytykę. Bywa również, że marynarzom, bądź ich rodzinom sugeruje się w zawoalowany sposób, że mogą oni zostać obciążeni kosztami pewnych usług medycznych świadczonych im w trakcie leczenia za granicą. Oczywiście nie jest to prawdą, a ewentualny koszt takiego leczenia wpisany jest w ryzyko działalności prowadzonej przez armatora.

Wspomniał Pan o rzadszych przypadkach, kiedy to przebieg zakażenia jest na tyle ciężki, że marynarz wymaga dłuższej hospitalizacji za granicą. Co jednak z marynarzem, który nie wymaga hospitalizacji, ale otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa? Naturalnym jest, że w czasie zakażenia nie może wykonywać pracy i powinien być izolowany od reszty załogi. Czy będzie mógł domagać się wynagrodzenia pomimo tego, że nie wykonuje pracy?

W tym zakresie sytuacja marynarza nie będzie różnić się wiele od tej, w jakiej znalazłby się, gdyby w wyniku wypadku przy pracy doznał uszkodzenia ciała skutkującego jego niezdolnością do pracy. Mało tego, że powinien otrzymywać wynagrodzenie za czas spędzony na statku, pomimo tego, że faktycznie pracy nie wykonuje (np. z uwagi na konieczność izolacji od reszty załogi), to w pewnych sytuacjach może liczyć również na świadczenie chorobowe już po repatriacji do kraju. Znane mi są przypadki marynarzy, których zakażenie miało na tyle specyficzny i nietypowy przebieg, że pozostawali oni niezdolni do pracy jeszcze przez kilka miesięcy po powrocie do kraju (np. ze względu na komplikacje w zakresie układu oddechowego). Fakt, że są to przypadki rzadkie i raczej odosobnione nie zmienia postaci rzeczy. Marynarz niezdolny do pracy, także z uwagi na chorobę nabytą w czasie pracy, zachowuje prawo do świadczenia typu sick pay. Powinno mu być ono wypłacane także w czasie przebywania w domu. Należy jednak pamiętać, że okres jego wypłacania zwyczajowo nie przekracza 16 tygodni.

Po tym czasie obowiązek armatora w zakresie jego wypłaty najczęściej wygasa. Bardziej korzystne dla marynarza warunki wypłaty świadczeń chorobowych mogą być kształtowane treścią warunków zatrudnienia czy układu zbiorowego pracy. Ustalenie tego wymaga jednak uważnej analizy postanowień umownych. Co więcej, korzystne dla marynarza rozwiązania mogą być również przedmiotem regulacji aktów powszechnie obowiązującego prawa. Tutaj jednak muszę uczulić marynarzy, że ich stosunek zatrudnienia w większości objęty jest prawem obcym, toteż szczegółowe ustalenie zakresu ich uprawnień wymaga często długotrwałej i żmudnej analizy.

Czy w razie zakażenia marynarz może liczyć również na odszkodowanie, zwłaszcza jeżeli przebieg jego choroby był poważny? Może sobie wyobrazić teoretyczną sytuację, w której zakażenie spowodowało w organizmie marynarza takie spustoszenie, że nie może on wrócić do pracy na morzu…

Kwestia odszkodowań w przypadku rozstroju zdrowia marynarza spowodowanego chorobą jest wysoce skomplikowana. Jeżeli marynarz przywiązuję dużą wagę do warunków jego zabezpieczenia finansowego na wypadek niezdolności do pracy bądź uszczerbku na zdrowiu, powinien szczegółowo przenalizować swoje warunki zatrudnienia jeszcze przed podpisaniem marynarskiej umowy o pracę. Jest to konsekwencją tego, że w praktyce armatorzy bardzo często zastrzegają w umowach, że odszkodowanie będzie należne jedynie w sytuacji, kiedy to rozstrój zdrowia marynarza wynika z doznanego wypadku przy pracy. Jak łatwo się domyślić, pojęcia „wypadku przy pracy” i „choroby” (a nawet „choroby zawodowej”) nie są ze sobą tożsame. Jeżeli natomiast pojęcia te nie są dla marynarza uchwytne, powinien skonsultować postanowienia umowne z prawnikiem. W innym przypadku może się okazać, że treść podpisanej marynarskiej umowy o pracę jest dla marynarza na tyle niekorzystna, że po odbyciu kontraktu nie dość, że nie ma szans na powtórne zatrudnienie w dotychczasowym zawodzie, to na domiar złego nie może liczyć na jakąkolwiek finansową rekompensatę z tego tytułu. Paradoksalnie może dojść do tak absurdalnych sytuacji, że większe możliwości skutecznego wyegzekwowania świadczeń odszkodowawczych może mieć – w pewnych sytuacjach – najbliższa rodzina marynarza…

Mógłby Pan rozwinąć ostatnią myśl? Z czego to wynika?

Wynika to z tego, że w praktyce znaczna część marynarskich umów o pracę, czy układów zbiorowych pracy zasadniczo rozróżnia sytuację, w której to marynarz jest trwale niezdolny do pracy wskutek przebytej choroby od tych, w których to choroba okazała się być na tyle ciężka, że skutkuje zgonem marynarza.

Odnośnie do pierwszej kwestii, to tak jak wspomniałem kluczowe mogą się okazać postanowienia umowne ograniczające odpowiedzialność armatora jedynie do zdarzeń mających charakter wypadków przy pracy. Dalej chroniona jest natomiast rodzina marynarza, który wskutek zakażenia, niestety, stracił życie. Zasady ochrony interesów marynarzy formułowane, np. w Konwencji o Pracy na Morzu, a recypowane przez poszczególne państwa-sygnatariuszy, wymuszają częstokroć na armatorach zapisy, zgodnie z którymi osoba najbliższa zmarłego marynarza zachowuje prawo do odszkodowania w razie jego śmierci, nawet jeżeli ta nastąpiła z przyczyn naturalnych. Kluczową kwestią pozostaje to, że do tak tragicznego zdarzenia doszło w trakcie pozostawania przez marynarza w stosunku zatrudnienia.

Powyższe nie wyklucza całkowicie sytuacji, w której marynarz doznający rozstroju zdrowia wskutek zakażenia koronawirusem będzie uprawniony do stosownego odszkodowania. Jest to związane z tym, że w wielu systemach prawnych poczęto przyjmować, że zakażenie COVID-19 może być poczytywane jako tzw. „choroba zawodowa”. Otwiera to dodatkowe możliwości ochrony interesu marynarza, przy czym zawsze wymaga szczegółowej analizy indywidualnej i skonkretyzowanej sprawy. Nadto, odpowiedzialność armatora może aktualizować się również wtedy, gdy przyczynił się on do choroby marynarza, a co za tym idzie jej konsekwencji.

Panie Mecenasie, zatrzymajmy się w tym miejscu. Zgodnie ze starym porzekadłem „choroba nie wybiera”. Skoro tak, to jakim sposobem możemy mówić o potencjalnym przyczynieniu się armatora do zachorowania?

Odpowiedź na tak postawione pytanie sprowadza się zasadniczo do dwóch elementów. Pierwszy powiązany jest stricte z charakterystyką COVID-19. Jak wiemy jest to choroba zakaźna. W przeciwieństwie na przykład do – swoją drogą będących w ostatnim czasie plagą – udarów mózgu czy zawałów serca, nie jest ona więc wynikiem wewnętrznych zmian zachodzących w organizmie człowieka, czy skutkiem procesów chorobotwórczych zaistniałych u marynarza na tygodnie, czy nawet miesiące przed podjęciem zatrudnienia. Upraszczając sprawę, koronawirusem trzeba się zakazić, czy to przez kontakt z rzeczą, czy też osobą będącą jego nośnikiem.

Element drugi stanowi konsekwencję specyfiki pracy na morzu. Jak łatwo się domyślić, w trakcie pracy na statku źródła potencjalnego zakażenia ulegają znacznemu ograniczeniu, zwłaszcza jeżeli dochodzi do niego, np. po miesiącu czy dwóch od dnia zamustrowania. W takim bowiem wypadku jest rzeczą oczywistą, że zakażenie nie nastąpiło w czasie pobytu marynarza w domu, nie jest skutkiem jego codziennej aktywności na stałym lądzie, a nawet nie stanowi wyniku podróży na statek. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa to wypadkowa zdarzeń, do których doszło już na pokładzie statku.

Fakt, że każdy z nas powinien, w pierwszej kolejności, dbać o zdrowie we własnym zakresie, nie umniejsza obowiązkom ciążącym na pracodawcy.

To rolą armatora jest zapewnienie bezpiecznego i higienicznego środowiska pracy. To armator powinien dołożyć starań, ażeby minimalizować ryzyko rozstroju zdrowia u jego pracowników. Ma to szczególne znaczenie tam, gdzie środowisko pracy jest stosunkowo zamknięte, hermetyczne, czy wręcz izolowane od świata zewnętrznego, a tak jest zasadniczo w przypadku pracy na statku morskim. Wydanie przez armatora wewnętrznych okólników, handbooków, czy wprowadzenie pisemnej polityki przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się COVID-19 nie powoduje automatycznie, że ten uwalnia się od wszelkiej odpowiedzialności za ewentualne zakażenia. Specyfika pracy na morzu może bowiem powodować, że na statku koniecznym jest pojawienie się osób „z zewnątrz”, np. pilotów, inspektorów, superintendentów, czy serwisantów, będących pracownikami firm trzecich, nie pozostających członkami załogi. Nie jest rolą marynarza każdorazowa ocena czy osoby takie mogą stanowić dla niego potencjalne zagrożenie, czy źródło zakażenia. Podmiotem odpowiedzialnym za posługiwanie się takimi osobami jest armator, podmiot eksploatujący statek. To on powinien przyjąć procedury i dochować należytej staranności, aby mieć pewność, że załoga statku nie poniesie żadnego uszczerbku spowodowanego kontaktem z osobami, które pojawiają się na pokładzie wskutek decyzji jej przełożonych.

Źródło potencjalnego zakażenia w postaci osób przebywających na statku, innych aniżeli marynarze jest oczywiście jedynie przykładem sytuacji, w której to istnieje możliwość przypisania pracodawcy odpowiedzialności za nabytą przez marynarza chorobę i jej skutki. Uwidacznia on jednak, że nie zawsze choroba marynarza jest wynikiem jedynie jego niedbalstwa, czy dziełem przypadku. Tak więc pozycja marynarza nie zawsze jest tak słaba, jak mogłoby się początkowo wydawać. Rzecz jasna, sprawy tego rodzaju mają swoją specyfikę, potrafią być one trudne – również dowodowo, a co za tym idzie niejednokrotnie przytłaczają osobę poszkodowaną. Niezależnie od tego marynarze powinni być jednak świadomi przysługujących im praw i nie rezygnować z góry z ich dochodzenia.

Dziękuję za rozmowę

Wywiad dla www.portalmorski.pl

28 pażdziernika 2021 | Agnieszka Latarska

radca prawny Mateusz Romowicz

Podobał Ci się post?

Z morskich opowieści

Z morskich opowieści

W drużynie harcerskiej po raz pierwszy miał styczność z żeglarstwem, które bardzo mu się spodobało. Za namową znajomego zaczął studia na uczelni morskiej w Gdyni, gdzie wyuczył się na chief stewarda. Przez 20 lat żeglował po świecie, niejednokrotnie walcząc z niebezpiecznym żywiołem. – Burza była niewiarygodnie silna, ponieważ połamała metalowe trapy. Wyglądały tak, jakby ktoś podarł kartkę papieru – mówi Andrzej Budziak, obecny dyrektor Pałacu Lubostroń, który we wspomnieniach chętnie wraca do swoich podróży.

– Jest pan znany jako dyrektor Pałacu Lubostroń. Jednak okazuje się, że pana przeszłość jest związana z pływaniem na statkach po morzach i oceanach. Jak to się stało, że zafascynował się pan żeglarstwem?

– Wszystko zaczęło się od harcerstwa, w którym urzekła mnie drużyna żeglarska. To tam stawiałem swoje pierwsze kroki w pływaniu łódkami. Zamiłowanie nie zmieniło się nawet wtedy, gdy poszedłem na studia ekonomiczne w Poznaniu. Wraz ze znajomymi utworzyliśmy grupę harcerską i jeździliśmy nad jeziora, aby żeglować. Gdy powinęła mi się na noga na drugim roku studiów, to mój przyjaciel polecił mi uczelnię morską z wydziałem administracyjnym w Gdyni. Na roku było nas zaledwie 27. Dzięki nauce i praktykom stałem się ochmistrzem na statku. Gdy inni chcieli być policjantem, strażakiem czy nauczycielem, to ja marzyłem, aby zostać marynarzem i osiągnąłem ten cel. Po studiach zacząłem pływać po wodach.

– Trafił pan do prestiżowej uczelni, gdzie nauczył się pan swojego zawodu. Był pan przygotowany na pierwszy kurs? Kiedy zaczął pan odbywać rejsy i jakie miał pan obowiązki?

– Pływanie na statku zacząłem w 1978 roku. Śmiałem się, że to był prezent, ponieważ przyjąłem się do Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie w dzień moich imienin, czyli w Andrzejki. Na statku jest hierarchia. Na samej górze jest kapitan, a potem są oficer pokładowy, oficer maszynowy i chief steward. Zaczynałem jako zwykły steward, ale po pierwszym statku awansowali mnie na ochmistrza. Zajmowałem się całym hotelem i kuchnią. Do moich obowiązków należało również przygotowanie odpraw, byłem również kaowcem, który podczas rejsu w PRL był instruktorem kulturalno-oświatowym, a przede wszystkim dbałem o to, aby podróżujący odpoczywali i dobrze się bawili. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe zadanie. Zajmowałem się również dokumentami. Przez jakiś czas byłem odpowiedzialny za szpital na statku. Podróżowałem na różnych statkach pasażerskich i handlowych PŻM. Bardzo miło wspominam statek nazywający się: Stefan Batory. Załoga liczyła 375 osób i 700 pasażerów. Rejs na Stefanie Batorym odbyłem do Montrealu. Zdradzę ciekawostkę, że ta jednostka nie była takim typowym statkiem pasażerskim jak jego poprzednik Batory, a jeszcze przed nim Piłsudski. Statek Stefan Batory zasłynął podczas II wojny światowej, ponieważ przewoził dzieci w bezpieczne miejsce.

– Powiedział pan, że płynął pan do Montrealu, a to oznacza, że odbywał pan rejsy także poza kontynent europejski. Gdzie pan podróżował?

– Podróżowałem niemal po całym świecie, jednak nie dane było mi popłynąć do Chin czy Japonii. Dotarłem do Ameryki Południowej, a konkretnie do Brazylii, Argentyny czy Wenezueli, Ameryki Północnej m.in. Nowy Orlean, do Afryki, Australii i oczywiście odwiedziłem wiele państw w Europie, czyli np. Niemcy, Holandia, Anglia, Hiszpania czy Francja. Chciałbym powiedzieć, że pływałem po wszystkich oceanach, ale nie miałem przyjemności żeglować po Oceanie Spokojnym. Aczkolwiek kiedyś były takie plany, że popłyniemy z Australii przez Pacyfik, ale w ostateczności wybrali szlak przez Ocean Indyjski.

– Przeżył pan wiele lat na morzu, a także zobaczył sporo miejsc. Jak wspomina pan podróże?

– W Polsce trwała komuna, więc wyjazd poza granicę kraju był czymś niezwykłym. W moich oczach ten nowy świat był taki piękny i kolorowy w przeciwieństwie do tego, który znałem. Ale to były czasy, których młodzi ludzie nie doświadczyli i oby nie musieli. Teraz świat jest otwarty dla każdego, a wtedy posiadanie książeczki żeglarskiej dawało wiele możliwości. Można było legalnie podróżować po całym świecie. Każdy rejs traktowałem jak taką męską przygodę. Zdarzało się, że podróżowałem z żoną, aczkolwiek od tamtej pory jest zdania, że nie wsiądzie do czegokolwiek, co się kołysze na wodzie. Akurat trafiliśmy na sztorm i niesmak pozostał. Morze jest piękne, ale potrafi zmrozić krew w żyłach.

– Podróżowanie i zwiedzanie zamorskich krajów brzmi fantastycznie, jest to ogromny plus bycia marynarzem. Jednak morze bywa kapryśne i zdarzają się sztormy. Jakie niebezpieczne sytuacje przytrafiły się panu podczas rejsów?

– Przez 20 lat żeglowania miałem wiele fantastycznych i mniej miłych sytuacji. Zdarzało się, że w trakcie podróży trafialiśmy na potężne sztormy. Fale sięgały kilkunastu metrów, statek tak niebezpiecznie się przechylał, że człowiek nawet spać nie mógł. Dodam jeszcze, że istnieje takie słowo jak sztormowanie, co oznacza ustawienie statku tak, aby przecinał falę dziobem. Gdy statek ustawi się bokiem do fali, to są zbyt potężne przechyły i robi się bardzo nieciekawie. Jedną z wielu takich niebezpiecznych sytuacji była podróż małym statkiem przez kanał La Manche. Rozpętała się potężna burza, rzucało nami na wszystkie strony. Wtedy nikt z nas nie spał. Kapitan wydał rozkaz, aby nie gromadzić się w jednym miejscu, ponieważ w trakcie kolizji zginęłaby większa część załogi. Pomimo tego, Anglicy pokazali nam ćwiczenia jak oni sobie radzą w trakcie sztormów. Na szczęście pojawił się helikopter wojskowy, którego na dobrą sprawę nie widzieliśmy, gdyż oślepiał nas reflektorami. Ratownik zszedł do nas po linie i oznajmił, że będą nad nami czuwać. Wtedy poczuliśmy się po prostu bezpiecznie. To są momenty, w których nawet najdzielniejszy marynarz może się załamać. Morze niejednokrotnie pokazywało swoją siłę. Szalone sztormy powodowały okrutne straty. Zdarzało się, że np. dobrze przymocowana lodówka potrafiła wyrwać się i niszczyć inne sprzęty w pomieszczeniu. Kiedyś złamałem klapę, która trzymała śpiących marynarzy na ich miejscu spoczynku i wypadłem na podłogę. Innym problemem byli kapitanowie, ponieważ niektórzy uważali, że termin jest ważniejszy niż życie załogi. Jeden taki zarządził, że wypływamy z Kanady, choć pogoda nie była obiecująca. Zaatakował nas sztorm. Kapitan wydał rozkaz, żeby załoga wyszła na podkład i zabezpieczyła ładunek. Pierwszy oficer sprzeciwił się i nie wykonał rozkazu, co na statku było krytyczną sytuacją. W końcu słowo kapitana to świętość. Pomimo tego podróż zakończyła się szczęśliwie. Na morzu jest zasada, że jak jakiś statek wyśle SOS, to wszystkie statki z okolicy zobligowane są do udzielenia pomocy. Na Morzu Północnym radiooficer odebrał sygnał SOS od małego niemieckiego stateczku. Oczywiście popłynęliśmy im pomóc, ale niestety była nieprzyjemna pogoda, gdyż wyglądało to tak, jakby ktoś wylał ołów. Nie można było odróżnić nieba od morza. Nawigatorzy musieli opierać się wyłącznie na radarach, by dotrzeć na miejsce. Trzeba było uważać, ponieważ przypłynęło 5 statków na pomoc. Przy takiej pogodzie było łatwo o kolizję, ale na szczęście nikt nie ucierpiał. Gdy byłem odpowiedzialny za szpital, to zdarzył się niemiły wypadek w porcie w Kpeme w Afryce. Jeden chłopak rozciął sobie głowę i trzeba było szyć. Chłopak prosił mnie o pomoc, ponieważ nie chciał iść do szpitala w Afryce. Po prostu baliśmy się tych wszystkich zakażeń. To tylko niektóre przykłady niebezpiecznych sytuacji na morzu, podczas których poczułem na własnej skórze, jakim potężnym żywiołem jest woda.

– Marynarze znani są ze swoich opowieści, które przytrafiły im się na statku czy dalekim lądzie. Jakie sytuacje najbardziej zapadły panu w pamięci?

– Na statku Stefan Batory podróżowałem wraz z ekipą filmową Kochaj albo rzuć. Miałem rejs z harcerskim zespołem Gawęda. Gdy wróciłem do Szubina, to spotkałem się z moimi znajomymi i ktoś przyniósł gazetę Świat młodych dla młodzieży i dzieci. Na pierwszej stronie była informacja, że Gawęda podróżowała na Stefanie Batorym do Ameryki. Tak się złożyło, że ujęli mnie na zdjęciu wraz z zespołem. Było to ogromne wyróżnienie! Widziałem różne konstrukcje mostów, które np. schodziły pod wodę czy całkowicie unosiły się do góry, aby statek mógł przepłynąć. Kiedyś mieliśmy kolizję, gdy wpływaliśmy do Brunswicku. Akurat przepływaliśmy przez most, który podnosił się do góry. Wprowadzał nas pilot amerykański, ale za wszystko odpowiada kapitan. Niestety, zahaczyliśmy o most prawą kotwicą. Do dziś mam śruby z tego mostu, ponieważ one wypadały. Gdy doszło do uderzenia, to w tym czasie leżałem w swojej kajucie. Siła uderzania była tak wielka, że aż mnie podniosło z koi. Kotwica, która była ogromna, bardzo gruba, zrobiona ze stali, wygięła się jakby była z plasteliny. W sumie to ona nas uratowała przed większą katastrofą. Przez miesiąc byliśmy w areszcie, w którym pilnowali nas żołnierze. Aczkolwiek ludzie byli bardzo mili i przynosili nam gazety do czytania. Po rozprawie zakupiliśmy nową kotwicę i popłynęliśmy do Nowego Orleanu. Kilka razy do Wenecji pływałem takim ohydnym statkiem, który nazywał się Ziemia Kielecka. To były moje początki w żegludze. Gdy przepływaliśmy przez port, to Włosi krzyczeli jakoś dziwnie: Ziemia Kalieka. Idealnie określało stan tego statku. Zdarzało się, że spotykałem się ze znajomymi z Polski za granicą. Na przykład w Barcelonie spotkałem się z moim serdecznym kolegą ze studiów, bo nasze statki cumowały obok siebie. W Polsce nie mogliśmy się spotkać, ale w Hiszpanii się udało. Przezabawna sytuacja!

Śruby z mostu w Brunswicku fot. Angelika Uścińska

– Zwiedził pan wiele państw i miast. Widział pan najpiękniejsze budowle, egzotyczną roślinność i wiele cudownych krajobrazów. Jakie miejsce wspomina pan najmilej?

– Muszę przyznać, że wiele momentów było pięknych i cudownych. Jednakże najwięcej emocji dawały pierwsze rejsy, ponieważ wszystko było dla mnie nowe. W mojej pamięci szczególnie zachował się wodospad Niagara. Gdzieś mam na kamerze, jak płynęliśmy tymi pięknymi śluzami obok wodospadu. Widok niesamowity! Gdy statek zatrzymywał się w porcie, to kapitan pozwalał mi zabrać grupkę ludzi, aby z bliska zobaczyli wodospad. To dopiero niesamowite przeżycie!

– Opowiedział pan o swoich morskich podróżach, które wymagały czasu, aby dotrzeć do celu, a potem jeszcze wrócić do Polski. Ile dni trwała pana najdłuższa podróż?

– Powiem szczerze, że krótkie rejsy były do Hamburga w Niemczech, Ruen we Francji czy Irlandii, ponieważ trwały one co najmniej dwa tygodnie. Gdy statek stał przez 3-4 dni w ojczyźnie, to ja w tym czasie jechałam do domu, aby spędzić czas z rodziną. Natomiast najdłuższy rejs trwał 132 dni, czyli jakieś 4 miesiące. Wydawało mi się, że to są moje maksymalne możliwości. Wypływaliśmy z Polski i płynęliśmy do Afryki, a potem skierowano nas do Brazylii, po załadunku znów do Afryki, następnie do Brazylii i w końcu wróciliśmy do Polski. Ten rejs był wyjątkowy, ponieważ w Polsce ogłoszono stan wojenny. Marynarze weszli do mojej kabiny i wielce przerażeni powiedzieli, że w naszej ojczyźnie jest wojna. Do Polski wróciliśmy w marcu i nie mieliśmy pojęcia o niczym. Wtedy na ponad 130 statków, tylko dwa wróciły z pełną załogą, w tym mój. Ludzie jak usłyszeli o wojnie, to wysiadali za granicą. Polskie władze były bardzo podejrzliwe, dlatego od razu po powrocie wzięli nas na przesłuchanie. Pytali, czy nie mamy jakiegoś zadania do wykonania i dlaczego wróciliśmy. Takie to były te czasy komuny.

– Życie marynarza jest na pewno fascynujące, pomimo niebezpieczeństw, które niesie natura. Pozwala przeżyć pięknych, wzruszających i ciekawych chwil. Dlaczego pan z tego zrezygnował?

– Moja żona powiedziała, że pora zejść na ląd. Znalazła ogłoszenie, że robią konkurs na dyrektora Pałacu Lubostroń. Spróbowałem i zostałem kapitanem tego miejsca, tak żartem mówiąc. Gdy już przestałem żeglować, to znajomi zapraszali mnie i moją żonę do restauracji i mówili, że mam stawiać. Było takie przeświadczenie, że jak marynarz to musi być bogaty! Szczerze mówiąc już od 20 lat nie odwiedziłem Szczecina, a to był mój macierzysty port. Troszkę tęsknię za życiem marynarza i młodością. Ta tęsknota pojawia się we snach. Najczęściej śni mi się, że jestem na statku gotowym do podróży. W ostatniej chwili przed wypłynięciem z portu mówię: chłopaki, ja nie mogę z wami płynąć, ponieważ pracuję w Pałacu w Lubostroniu. Bardzo lubię wracać wspomnieniami do tych czasów. Kiedyś zadzwonił do mnie przyjaciel marynarz. Okazało się, że przebywał w naszej zaprzyjaźnionej knajpie, którą my nazywaliśmy Bodega, w porcie w Bilbao w Hiszpanii. Powiedział, że spotkał ludzi, z którymi kiedyś pływałem. Chętnie z nimi porozmawiałem i powspominałem.

– Żegluga po oceanach czy morzach to wspomnienia. Już od 20 lat jest pan dyrektorem pałacu. Jakie plany ma pan na przyszłość?

– Mógłbym powiedzieć, że emerytura, ale to musi jeszcze poczekać, ponieważ mam ważny cel do zrealizowania. Chciałbym, aby Pałac w Lubostroniu stał się pomnikiem historii, ponieważ w ten sposób zachowa się jako dziedzictwo narodowe. Moim zdaniem, nie możemy zapominać o historii Skórzewskich. Przecież ten pałac to najczystszy klasycyzm, jaki możemy spotkać w Polsce. To miejsce powinno być otwarte dla ludzi, aby mogli zwiedzać, odpocząć i miło spędzać czas z rodziną czy znajomymi.

Angelika Uścińska, 20 XI 2021

키워드에 대한 정보 marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie

다음은 Bing에서 marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie 주제에 대한 검색 결과입니다. 필요한 경우 더 읽을 수 있습니다.

See also  Wzór Spisu Z Natury Do Pobrania | Kurs Z Kpir (Odc. 14) - Spis Z Natury 상위 232개 답변
See also  순살치킨 튀기는 시간 | Korean Fried Chicken !! 후라이드\U0026양념~ 양념치킨의 종주국은 대한민국 입니다! | 백종원의 백종원 레시피 21170 투표 이 답변

See also  생명 보험 추천 | 정말 쉬운 손해보험과 생명보험의 차이 12900 명이 이 답변을 좋아했습니다

이 기사는 인터넷의 다양한 출처에서 편집되었습니다. 이 기사가 유용했기를 바랍니다. 이 기사가 유용하다고 생각되면 공유하십시오. 매우 감사합니다!

사람들이 주제에 대해 자주 검색하는 키워드 Kpt. Iwona Markowska-Marynarz Żeglugi Handlowej

  • IMAG0004

Kpt. #Iwona #Markowska-Marynarz #Żeglugi #Handlowej


YouTube에서 marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie 주제의 다른 동영상 보기

주제에 대한 기사를 시청해 주셔서 감사합니다 Kpt. Iwona Markowska-Marynarz Żeglugi Handlowej | marynarze którzy przez wiele miesięcy przebywali na morzu niejednokrotnie, 이 기사가 유용하다고 생각되면 공유하십시오, 매우 감사합니다.

Leave a Comment